Dieta Keto – najcześciej kojarzona jest z odchudzaniem i gwarancją spektakularnych efektów. Co ciekawe, pierwotnie dieta ketogeniczna została stworzona w celu walki z padaczką. Nazwa ketogeniczna wynika z faktu, iż podczas stosowania tej diety organizm zaczyna wytwarzać ciała ketonowe, czyli alternatywne paliwo, z którego może korzystać, gdy brakuje węglowodanów. W związku z tym, nie każda dieta nisko-węglowodanowa lub wysokotłuszczowa będzie dietą ketogeniczną.
Często ludzie wybierają tą dietę jako sposób na szybkie pozbycie się zbędnych kilogramów. Mój motyw do rozpoczęcia przygody z keto był trochę inny. Działo się to w czasie pandemii, lockdownu. Człowiek zamknięty w domu, sam na sam z lodówka. Pojawiło się nadmierne podjadanie oraz przejadanie. Zaczęło mnie fascynować to, jak to możliwe, ze im więcej jem, tym mniej się czuje najedzony, a wręcz przeciwnie, organizm domagał się coraz więcej jedzenia. Oczywiście nazywanie tych produktów jedzeniem to duże nadużycie, ponieważ pojawiały się w znacznej większości rekreacyjne produkty, których im więcej jadłem, tym bardziej mnie do nich ciągnęło. Zjedzenie pizzy, a potem poprawienie tego trzema donutami nie było dla mnie problemem. Mimo, że specjalnie nie nabierałem wagi, ponieważ dalej pozostawałem bardzo aktywny, dotarło do mnie, że coś z moim organizmem jest nie tak. Jak mogę być ciągle głodny pomimo spożywania takiej ilości jedzenia. Nie ma chyba lepszego czasu do zadbania o swoje zdrowie niż czas pandemii, tak wiec zacząłem się coraz mocniej interesować odżywianiem. Tak się jakoś złożyło, że moje poszukiwania doprowadziły mnie do diety ketogenicznej, zacząłem zgłębiać się w książki, filmy na youtube czy podcasty, aż w końcu zdecydowałem, że spróbuje tego na sobie. Podchodziłem do tego naprawdę poważnie, więc aby mieć pewność, że jestem w stanie ketozy, kupiłem miernik ciał ketonowych.
Moim celem nie była utrata kilogramów, chciałem wykorzystać tą dietę do poprawy zdrowia, więc nie było tutaj mowy o przesadnym liczeniu kalorii, a co najważniejsze, o deficycie kalorycznym. Jadłem, ile chciałem, kiedy chciałem i do syta, oczywiście trzymając się założeń. Początek nie był łatwy, przez pierwsze 2 tygodnie “adaptacji” byłem ciągle zmęczony, kilka razy dziennie potrzebowałem drzemki. Po dwóch tygodniach wszystko zaczęło się kierować w odpowiednim kierunku. Mój poziom energii ustabilizował się, przestałem miewać spadki energii po posiłkach. Z czasem również poprawiło się moje odczuwanie sytości, jadłem coraz mniej, kierowałem się też automatycznie w stronę tzw. postów przerywanych. Jadłem 2-3 posiłki w ciągu dnia w tzw. oknie żywieniowym, które trwało 6-8 godzin, pozostałe 16-18 godzin pościłem. Z czasem coraz bardziej traciłem moje poprzednie zafascynowanie jedzeniem, jadłem, aby się najeść i odżywić ciało, a nie aby się za coś nagrodzić lub zajadać stres, nudę czy smutki. Powróciła pierwotna funkcja jedzenia. Tak naprawdę ograniczając się, stałem się wolny.
W tym czasie próbowałem kilku rodzajów diety ketogenicznej, na początku była to delikatnie zmodyfikowana wersja klasycznej, jadłem około 75% kalorii z tłuszczy, około 20% z białka i mniej niż 5% z węglowodanów. Z czasem przeszedłem na tak zwaną Celowana Dietę Ketogeniczną, gdzie dostarczałem węglowodany około treningowo, natomiast to podejście specjalnie mi nie podeszło. Z kolei druga opcja naprawdę mi się spodobała, i spędziłem na niej resztę czasu, aż do wyjścia z keto. Drugie podejście to Cykliczna Dieta Ketogeniczna. Spodobała mi się z dwóch powodów. Po pierwsze, według mnie idealnie komponuje się z klasycznym 7 dniowym rozkładem tygodnia. Od niedzieli do czwartku, trzymałem się mojej wersji klasycznej diety keto, natomiast w piątek i sobotę miałem tak zwane “ładowanie węglowodanów”, gdzie makroskładniki wyglądały następująco: około 20% tłuszczy, około 20% białka i 60% węglowodanów. Akurat w te 2 dni wypadały moje najcięższe treningi w tygodniu. Zdecydowanie pozytywnie reagowałem na takie doładowanie “węgli”, odczuwałem to zwłaszcza na sobotnim treningu, gdzie byłem zdecydowanie silniejszy, niż podczas okresu stosowania klasycznego rozkładu cały czas. Super sprawa do zastosowania, gdy w ciągu tygodnia mamy miej czasu na szykowanie oraz spożywanie posiłków, wtedy trzymamy się klasycznych założeń, natomiast gdy chcemy sobie trochę wyluzować w weekend, przechodzimy na bardziej węglowodanowe podejście.
Tutaj pojawia się duży problem, który obserwuje u sporej części ludzi. Fanatyczne podchodzenie do diet. “100% albo nic”. “Zjem kawałek chleba na keto i cała dieta zmarnowana”. Proponuję tutaj zmienić trochę sposób patrzenia na diety. Warto iść w kierunku czegoś, co uda nam się utrzymać długoterminowo i dopasowywać “diety” pod siebie. Wyciągać z nich to co działa akurat w naszym przypadku, a odrzucać to co nam nie pasuje. Można podchodzić to keto fanatycznie i sprawdzać poziom ketonów jak paranoik, można również korzystać z zalet tej diety i od czasu do czasu pozwolić sobie na chleb, pizze, frytki czy kawałek ciasta. Nawet jeśli miało by to skończyć się chwilowym “wyrzuceniem z keto”. Gwarantuje, że nic strasznego się nie stanie. Nie zmarnujesz całej diety. Nie umrzesz. Ciesz się tą odskocznią bez wyrzutów sumienia i wróć do planu jak najszybciej, Jako ciekawostkę dodam, że wracałem do stanu ketozy odrazu kolejnego poranka, po dwudniowym doładowaniu węglowodanów.
Dużo się mówi teraz, że kalorie to nie wszystko, liczy się też jakość jedzenia. Z drugiej strony inni mówią, że można jeść co się chce, ale utrzymywać deficyt kaloryczny i dalej będzie się gubić wagę. Z mojej perspektywy prawda leży gdzieś pośrodku, trzeba pilnować kalorii, natomiast najłatwiej się to robi jeśli organizm jest dobrze odżywiony. I właśnie dzięki był mój cel. Najpierw naprawić swój organizm, a gdy działa on prawidłowo, łatwo trzymać się jakichkolwiek założeń. Kiedyś nie wyobrażałem sobie dnia bez słodyczy, nie było opcji zjedzenia kawałka czegoś, musiałem wykończyć całą paczkę lub porcję. Wiele osób ma teraz podobne problemy, używa się nawet określenia “uzależnienie od słodyczy”. Ja bym to określił inaczej, niedożywienie. I tak, można być również niedożywionym, mając 5, 10, 20, czy 50 kg nadwagi.
Jako ciekawostkę dodam, że podczas mojej przygody z dieta ketogeniczną udało mi się przeprowadzić post trwający 73 godziny. Tak naprawdę spokojnie mógłbym go kontynuować dłużej, ale byłem akurat w Polsce i już głupio było cały czas odmawiać obiadu u Babci. 😉
Czy uważam, ze dieta ketogeniczna jest magiczna? Nie. Czy polecam każdemu? Nie. Natomiast jeśli chcesz poprawić swoje zdrowie i relacje z jedzeniem jest to świetne narzędzie. Polecam tylko podejść do niej świadomie i dojrzale, a nie jak do magicznej pigułki.
Twoim celem jest zgubienie wagi i odzyskanie pewności siebie? Dołącz do naszej Polskiej grupy wsparcia! https://www.facebook.com/groups/poloniachudnienaswiecie
T